Masz słabą silną wolę? Za każdym razem kiedy przymierzasz ubrania w przymierzalni pełnej bezlitosnych luster, wertujesz magazyny kipiące zdjęciami szczułych modelek lub zerkasz na kalendarz i widzisz, że urlop za pasem przyrzekasz sobie, że zaczniesz dietę i ćwiczenia? Tylko od kiedy? Od poniedziałku? Ale następnego… Albo od pierwszego… Witaj w klubie!
Podobno najtrudniej jest zacząć, a później już idzie z górki. Nieprawda. Przynajmniej dla mnie nie jest to takie łatwe. Zaczynałam wiele razy i zawsze powtarzam ten sam niechlubny schemat. Pod wpływem impulsu nastęuje nagły przypływ motywacji i mniej więcej 3-4 tygodniowy okres intensywnych ćwiczeń i drakońskiej diety. Po tym czasie mój organizm zaczyna wysiadać, więc co raz trudniej utrzymać się w ryzach i zaczynam stopniowo wracać do dawnych nawyków.
Jest sobota, zasłużyłam na tosta francuskiego z dżemem. Ćwiczyłam cały tydzień, więc nic się nie stanie jeśli zjem do filmu trochę czipsów… I tak co raz więcej, co raz częściej. Początkowo obiecuję sobie, że nadrobię te dodatkowe kalorie intensywniejszymi ćwiczeniami a z czasem odpuszczam i wracam do punktu wyjścia. Jedyne co się zmienia to zwiękoszone poczucie winy, że znowu zawaliłam.